Zastanawialiście się kiedyś, co to znaczy prawdziwa demokracja? Winston Churchill twierdził, że „demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego.” Choć nie każdy się z tym zgadza, to nie można zaprzeczyć, że tematy polityczne i wyborcze są jak magnes dla filmowców. I tak właśnie dzieje się w filmie Mnich i karabin, który mogliśmy podziwiać na 24. festiwalu Nowe Horyzonty.
Zmienność Bhutanu
Rok 2006. Bhutan stoi na progu ogromnych przemian. Z monarchii absolutnej zmienia się w monarchię konstytucyjną, a to wiąże się z istotnymi konsekwencjami dla mieszkańców, w tym podgórskiej wioski Ura. To właśnie ta mała społeczność staje się główną bohaterką opowieści Dorjiego.
W radio starszy lama słyszy o nadchodzących próbach wyborczych i, ku mojemu zdziwieniu, wysyła swojego pomocnika po tytułowy karabin na ceremonię, która odbędzie się za cztery dni, podczas pełni księżyca. Ciekawe, prawda? W końcu właśnie tego samego dnia zaplanowano wyborcze próby.
Demokracja w praktyce
Mieszkańcy wioski zastanawiają się nad istotą demokracji. Czy to w ogóle potrzebne? Na kogo głosować? Na niebieskich, czerwonych, czy może jednak na żółtych? To wszystko prowadzi do kłótni rodzinnych, oskarżeń o zdradę oraz wzmożonego popierania różnych kandydatów.
W dodatku, do Bhutanu przylatuje amerykański kolekcjoner broni, chętny na zakup rzadkiego karabinu z czasów wojny secesyjnej. A kto pomoże w tej misji? Oczywiście lokalny przewodnik, który, ukrywając prawdziwy cel podróży, wiedzie turystę do właściciela broni. A że ma żonę w szpitalu? Ach, to dopiero dodaje pikanterii!
Mozaika społecznych wątków
Wszystkie te wątki wzajemnie się przenikają, tworząc barwną mozaikę bhutańskiego społeczeństwa w okresie historycznych zmian. Media zachodnie mówią o „rodzącej się najmłodszej demokracji świata”, a mieszkańcy zafascynowani oglądają pierwsze lokalne telewizje oraz MTV. Mamy tu wszystko: kłótnie sąsiedzkie, przekleństwa pod adresem sąsiada, który sprzedał dwie krowy dla telewizora, a to tylko wierzchołek góry lodowej! Ale niestety, nie każdy wątek rozwija się w satysfakcjonujący sposób…
Komedia, dramat i rozczarowanie
Wątki dotyczące mnicha, który prowadzi swój komediowy wątek z amerykańskim handlarzem, wydają się zabawne, ale zakończenie zostawia mnie z niesmakiem. Kiedy zbliżamy się do końca opowieści, atmosfera staje się chaotyczna. Piękne scenerie Himalajów i niezręczne sytuacje amerykańskiego turysty początkowo intrygują, ale szybko nużą z nadmiarem nowych postaci – czyżby kolejny przypadek, że film gubi się w sobie?
Refleksje po seansie
Mimo że film boryka się z problemami scenariusza i próbuje uchwycić zbyt wiele, oglądanie Mnicha i karabinu okazało się przyjemne. To luźna produkcja, idealna na relaks po ciężkim tygodniu.
Choć miałem wrażenie, że temat zmiany ustroju oraz demokracji był spłycony, a konkretne wątki mogły być bardziej rozwinięte, to jednak film wzbudził we mnie nostalgiczne wspomnienia z Polski lat 80-tych. Mnich jest, karabin też – rozczarowujące, że zabrakło amunicji do pełnego wystrzału tej historii!