Przepraszam za kolejne wprowadzenie od wiekowej prawdy, ale znowu uświadomiłem sobie, jak mało w naszym życiu jest rzeczy, które można przewidzieć. Czasami plany się rozsypują, status quo nieuchronnie ewoluuje, a ludzie, których myślimy, że znamy, okazują się zupełnie inni. Ach, ale są też te chwile radości!
Na przykład pochwała, która sprawia, że serce skacze z radości, albo nagłe spotkanie z kimś, kogo myśleliśmy, że już nigdy nie zobaczymy. A czasem, to po prostu seans filmu, który bierze nas w emocjonalną podróż, na końcu której musimy uciec do kina, by się wypłakać…
To dziwne, bo pomimo tego, że Hirokazu Koreeda jest dla mnie znanym reżyserem, w żaden sposób nie spodziewałem się, że jego twórczość tak głęboko uderzy w moje wnętrze.
Bohaterowie „Monstra”
Nasza historia zaczyna się od Saori (Sakura Ando) i jej syna Minato (Soya Kurokawa). Kiedy matka odkrywa, że jej dziecko doświadcza dojmującego prześladowania ze strony nauczyciela, z całych sił chce zareagować. I właśnie tu rozpoczyna się nasza emocjonalna podróż przez świat oszczerstw, półprawd i skrywanych tajemnic.
Oficjalne gesty, jakimi operują postacie, tylko potęgują narastające napięcie, a każde pominięte pytanie ze strony Saori staje się coraz bardziej nieznośne. W miarę rozwoju akcji odczuwamy narastający ból niesprawiedliwości – widząc, jak z czułością kobieta przytula swojego synka, zastanawiamy się, jak świat może być aż tak surowy.
Ale to dopiero początek, ponieważ wkrótce wydarzenia przybierają zupełnie nową perspektywę. Twórca filmowy postarał się wykazać, że konfrontacja między uczniem a wymagającym nauczycielem wcale nie jest prosta – musimy zadawać sobie pytanie: kto tak naprawdę ponosi winę? I czy w ogóle możemy wskazać jakiegoś winowajcę?
Wiarygodność emocji w „Monstru”
W scenariuszu autorstwa Yuji’ego Sakamoto nie chodzi jedynie o ustalenie sprawcy. Monster oraz jego postacie ukazują świat, w którym wszystkie emocje powiązane są jak naczynia. Emocje, które tak łatwo mogą wybuchnąć, są nie tylko źle rozumiane – media przekształcają je w sensację, co prowadzi do jeszcze silniejszych reakcji.
Gdzieś po drodze krąg narastających emocji staje się coraz bardziej zamknięty, a ambiwalencja sytuacji nazbyt oczywista. Ciekawym aspektem tej opowieści jest to, jak realnie przedstawione są wydarzenia – żadnych tanich chwytów dramaturgicznych! To brutalna prawda, ukazana poprzez dialogi i mimikę postaci. A ból tych emocji… jest dojmujący.
Obserwujemy, jak na naszych oczach rozgrywa się tragedia, której nie można zignorować ani cofnąć. Bo każdy z nas, chcąc nie chcąc, miał w swoim życiu momenty podobne, gdy sami byliśmy częścią lub świadkiem zwykłej, ludzkiej tragedii. A przede wszystkim – głupota ludzka, która prowadzi do działań, których później żałujemy… O, jak to jest doskonale znajome.
Bojkot moralnych wyższości
To, co mnie najbardziej porusza w tym filmie, to głębokość, z jaką Koreeda i Sakamoto przedstawiają swoje postacie, uwikłane w przejmujące dramaty. Z minuty na minutę mam ochotę przytulić kogoś, kto chwilę temu wydawał mi się tylko obiektem frustracji.
Zamiast poczucia moralnej wyższości, odkrywam, dlaczego dana postać postąpiła w określony sposób. Każda akcja ma swoje konsekwencje, każda reakcja niesie ze sobą echo. U podstaw zawirowań emocjonalnych kryje się złożoność ludzkiej natury. Ale ten porządek rzeczy budzi w nas gniew, który rośnie z każdą sceną.
W kontekście filmu, wymienianie protagonistów może powodować zamieszanie – nie sposób jednoznacznie określić, kto jest kim. Bez przerwy zmieniamy nasze spojrzenie na postacie – ich motywacje stają się niejednoznaczne. Zaskakujące i wstrząsające, prawda?
Obrazek codzienności w „Monstru”
Kiedy wracają wspomnienia z tej opowieści, czuję, że pokazuje ona ułamek rzeczywistości, który pozostanie w nas na zawsze. Bez względu na to, czy utożsamiamy się z młodym uczniem, troskliwą matką czy sfrustrowanym nauczycielem – wszyscy swego czasu uczestniczyliśmy w podobnych sytuacjach.
Czasem drobne gesty mogą zaważyć na przyszłości, a nasze dzieciństwo… no cóż, może kryć w sobie ból, którego konsekwencje odczuwamy na długo. Koreeda, jak zawsze, potrafi uchwycić te melancholijne, ulotne chwile codzienności, prezentując je w najpiękniejszy sposób.
Muzyka Ryuichiego Sakamoto dodaje temu wszystkiego jeszcze większej głębi, tworząc niezapomniane tło dla wydarzeń. I choć myślimy, że wiodą nas znane nam ulice, nagle coś przypomina nam, że każde nasze przejście jest być może tym ostatnim.
Emocjonalna podróż z „Monstrum”
Od dłuższego czasu żaden film nie wywołał u mnie tak intensywnych emocji. Z zamyślonego wyrazu twarzy przeszłam do walki z łzami… Koreeda w Monstru potrafił uchwycić wszystkie blaski i cienie życia, równocześnie dając nadzieję.
Stworzył balans między krytycznym spojrzeniem na siebie a nostalgii za czasami, gdy nasze czyny nie miały jeszcze ciężaru. Proszę, dajcie mi na to drugą szansę! Może tęsknię za chwilami, które wyryły się w mojej pamięci niczym niezatarte ślady – wszystko zależy od tego, jak na to spojrzeć.