Kto z nas nie ma swojego ulubionego filmu, do którego wraca, gdy życie staje się zbyt przytłaczające? Tak nazywam te nasze comfort movies! Obejmują nas jak ciepły koc, umożliwiają zapomnienie i sprawiają, że czujemy się lepiej. Dla każdego z nas to może być coś innego – od wzruszających animacji Pixara, przez rozśpiewane hity jak Mamma Mia!, po romanse, które sprawiają, że serce bije mocniej. Te filmy nie zawsze muszą być wesołe – czasem to smutne historie, które dotykają nas w głębi. Zaskakujące, prawda? W końcu, czy naprawdę można nazwać dramat komfortowym filmem? Okazuje się, że tak – a Stowarzyszenie Umarłych Poetów to idealny przykład.
Przenosimy się do lat 50.
Akcja filmu rozgrywa się w Akademii Weltona, elitarnym miejscu, które edukuje synów bogatych rodzin. Każdy z tych młodych mężczyzn ma na sobie taki sam mundurek – to symboliczna wizytówka ich świata. Wiernie powtarzają zasady tej instytucji: tradycja, honor, dyscyplina, doskonałość. Ale te zasady to nic innego jak pułapka! Młodzież uczyć się musi, ale tylko tego, co ich rodzice uczyli przed nimi. A gdzie marzenia i prawdziwe ja? Gdzie osobowości? W tym nudnym świecie pojawia się John Keating – nauczyciel, który nie boi się wyzwań. Jego motto, carpe diem, zmienia wszystko!
Przebudzenie duszy
Chłopcy zaczynają podążać jego śladami, a na początku są niepewni – w końcu nikt wcześniej nie kazał im wkuwać i rwać kartki z podręczników! Ale z każdą kolejną lekcją, zaczynają dostrzegać, że prawdziwe życie to coś więcej niż podręcznikowe definicje. Odkrywają swoje prawdziwe emocje, a marzenia ich rodziców niekoniecznie pokrywają się z ich własnymi aspiracjami. Neil Perry, grany przez Roberta Sean Leonarda, odnajduje swoją pasję w teatrze – tam jest w pełni sobą, jednak jego ojciec już zaplanował dla niego całkiem inny los. Znamy to stąd do tronu – opowieść o miłości do sztuki, a kończy w tragedii, jaka rozdziera serce! Jak to absurdalne – prawda?
Dlaczego to film dla każdego?
Choć Stowarzyszenie Umarłych Poetów ma już swoje lata, temat edukacji wciąż jest tak aktualny… Często słyszymy o reformach, które mają naprawić nasz system edukacji. Chcą, by uczniowie byli kreatywni i akceptowani, ale wciąż pojawiają się głosy narzekające na rutynę i sztywność. Zgadzam się, szkoły uczą nas, jak mamy myśleć, a nie wyrażają emocji, które mamy w sobie! Osobiście miałam szczęście spotkać na swojej drodze takich inspirujących nauczycieli jak John Keating – to rzadkość! Pamiętam, jak Gombrowicz pisał o tej tzw. 'wielkości’ Słowackiego. Ale co to tak naprawdę znaczy? Uczy nas postrzegać poezję inaczej, dostrzegać w niej coś więcej. Zgadzam się – potrzebujemy kogoś, kto nas poprowadzi i rozwinie. I taki właśnie jest prawdziwy nauczyciel.
Refleksje i emocje
Zważywszy na wszystko, co film wnosi do życia, uważam, że jest on ogromnie potrzebny w naszym społeczeństwie. Młodsi widzowie mogą znaleźć w nim drogowskaz w trudnych czasach dojrzewania, podczas gdy starsi mogą tęsknić za utraconą wolnością i refleksyjnie zastanowić się, czy w ich życiu nie ma czegoś, co ich hamuje. Film powinien być także obowiązkowym seans dla rodziców – czasami działają z najlepszymi intencjami, ale zapominają o marzeniach swoich dzieci.